Całą rozmowę Michała "Trollsky'ego" Sielickiego z Marcinem Prokopem w programie "Z tymi co się znają" można zobaczyć poniżej: AP. Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2018. W "Z tymi, co się znają" zdradziła, że wielokrotnie prognozowała dla największych stacji telewizyjnych: TVP Info, TVN, a także Polsatu i wyjaśniła, że zdecydowanie woli, jak nazywa się Tłumaczenia w kontekście hasła "znają z" z polskiego na angielski od Reverso Context: Dzieci mogą samodzielnie obsługiwać sprzęt i odkrywać niezwykłą strukturę obiektów, które znają z codziennego życia. Tłumaczenia w kontekście hasła "co znają" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Ludzie akceptują to, co znają, natomiast to, co odległe, nieznane budzi ich niepokój. Wiódł zwyczajne życie, miał własną drukarnię. Po 40. sprzedał wszystko. Razem z żoną i przyjaciółmi kupili jacht i zaczęli pływać. I to nie byle gdzie. Właśnie zdałam sobie sprawę, że wiele polskich słów szalone, i dlatego zdecydowałam się opowiedzieć wam o tym, jakie i ile szalonych słów jest w Polskim języ vrxfL7. AKTIVISTAKTIVIST to kultowy miejski magazyn wydawany od 2000 roku. Jeden z bardziej znanych wśród aktywnych mieszkańców wielkich miast brandów mediowych. Kierowany do ludzi, którzy kochają muzykę, kulturę, modę, design i korzystają z możliwości, jakie daje im miasto. Tytuł zasłużony w walce o nieskrępowaną rozrywkę w wielkim mieście. The Witcher od Netflix zachowa słowiański charakter Jak Henry Cavill sprawdza się na planie „Wiedźmina”? Czy „The Witcher” od Netflix zachowa słowiański charakter? Nominowany do Oskara Tomasz Bagiński zdradza kulisy produkcji. Do niedawna emocje wywoływała kwestia obsady. Teraz elektryzuje wszystkich pytanie, jak właściwie będzie wyglądał „Wiedźmin” w wersji od Netflix. Geralta uznajemy za swojego, a zagra go Brytyjczyk, kojarzony z Supermenem. Czy to na pewno właściwy człowiek na właściwym miejscu? Tomasz Bagiński przyznaje, że Henry Cavill jako Biały Wilk to znakomity wybór. – Świetnie pasuje do roli, świetnie też zna ten świat, tego bohatera. My i cały zespół jesteśmy tym mega podekscytowani – stwierdził Tomasz Bagiński, który osobiście uczestniczył w pierwszych serialowych zdjęciach na Węgrzech. Nie ma już zagadek, jeśli chodzi o obsadę, ale informacje z planu są oszczędnie dozowane. Z ostatnich doniesień wiadomo na pewno, że Henry Cavill obecnie pracuje nad muskulaturą. Wracając do Tomasza Bagińskiego, miał reżyserować przynajmniej jeden odcinek w każdym sezonie. Wiadomo już, że nie wyreżyseruje żadnego odcinka, przynajmniej nie w pierwszym sezonie. To jednak nie znaczy, że został zmarginalizowany. Przeciwnie, jego zadanie jest teraz dużo ważniejsze. Bagiński w wywiadzie w internetowym programie „Z tymi co się znają” podkreśla: Jestem jednym z producentów wykonawczych, co daje mi dość dużo obowiązków związanych z doglądaniem tego, jak będzie ten serial finalnie wyglądał. I to jest dość poważna, wymagająca i bardzo zajmująca rola. Tomasz Bagiński ma dopilnować tego, by „The Witcher” zachował słowiańskiego ducha. Fanów „Wiedźmina” otuchą może napawać również fakt, że współpraca twórców serialu z Andrzejem Sapkowskim układa się dobrze, na co wskazują wypowiedzi twórcy sagi. Pierwsze informacje i doniesienia dotyczące serialu pojawiają się nieśmiało w mediach, ale nie spodziewajmy się, że w najbliższym czasie twórcy ujawnią coś więcej. Tomasz Bagiński studzi emocje: Umówiliśmy się w gronie producentów, że na razie będziemy powstrzymywać się od dzielenia zbyt szeroko informacjami, bo do premiery jest jeszcze daleko. Z tymi co się znają - zapowiedź odcinka z Bagińskim Wywiad w programie „Z tymi co się znają” to również okazja, żeby więcej dowiedzieć się o Tomaszu Bagińskim. Opowiada o tym, dlaczego nie potrafił skonsumować sukcesu „Katedry”, dlaczego woli robić karierę w Polsce niż w USA, na jakim komputerze robił swoje pierwsze animacje oraz na czym polega sztuka przekonywania do swoich projektów artystycznych. Premiera rozmowy internetowej z Tomaszem Bagińskim 8 lutego. Program „Z tymi co się znają” można oglądać na kanale Browar Namysłów TV Wśród zaproszonych do tej pory gości pojawili się Mirosław Hermaszewski, Kuba Wojewódzki czy Andrzej Saramonowicz i Magdalena Schejbal. Na stronie głównej WP oraz w serwisach Wirtualnej Polski ( WP Gwiazdy) można zobaczyć talk-show w autorskiej formule Marcina Prokopa: Czytaj dalej Ma 60 lat, z wykształcenia jest politologiem, ale od lat działa jako badacz zjawisk niewyjaśnionych. Janusz Zagórski aktywnie studiuje fenomen znany pod nazwą UFO. Co miał o nim do powiedzenia Marcinowi Prokopowi w programie "Z tymi co się znają"? Czy kosmici istnieją? Nazwisko badacza mogą kojarzyć nie tylko fani teorii na temat obcych z kosmosu, ale i wielbiciele show emitowanego przez stację TVN do 2007 roku. Mowa o "Nie do wiary", gdzie Zagórski był jednym z ekspertów. Program można określić jako polską, dokumentalną wersję "Z archiwum X", niestety bez Muldera i Scully. Serial z lat 90. był przed laty bardzo popularny, ale to nie on zainspirował Zagórskiego do zainteresowania się zjawiskami niewyjaśnionymi. Wszystko zaczęło się wcześniej. Wystarczył impuls - Od 1990 roku jestem w tej ścieżce. Zakochałem się w fenomenie UFO - wyznał badacz. - UFO to znaczy jedno - że coś jest niezidentyfikowane. Jest mnóstwo zwolenników innych teorii, które mówią – to są niezidentyfikowane zjawiska przyrodnicze albo, powiedzmy, nie potrafiliśmy rozpoznać obiektów wojskowych, tajnych. Ze wszystkich hipotez mnie interesuje tylko jedna – te obiekty niezidentyfikowane, które możemy uznać, że pochodzą od pozaziemskich inteligencji – tłumaczył Zagórski Prokopowi. Twórca UFO Forum i NTV – Niezależnej telewizji nie potrzebował wiele, aby przed laty całkiem przepaść w tematyce dotyczącej kosmitów. - Zaczęło się banalnie - od spotkania w 1990 roku we Wrocławiu na temat życia w kosmosie, na które poszedłem z kimś bliskim z rodziny – powiedział. Bliscy "zaciągnęli" Zagórskiego na wydarzenie, by odwrócić jego uwagę od działalności obywatelsko-politycznej. Usłyszane tam wypowiedzi go zszokowały. - Jak można swobodnie walić w ludziom oczy, że istnieje coś takiego, co przewraca do góry nogami całą naszą wiedzę – o świecie, historii wszechświata, o tym, kim jesteśmy. Albo to jest totalny przekręt, albo kryje się za tym źródło prawdy. Kiedy w to wszedłem, okazało się, że to więcej niż źródło. "Coś tam jest" Zagadki rozwiązywane przez Scully i Muldera bawiły serialomaniaków na całym świecie. Również tych, którzy w zjawiska paranormalne oraz teorie o, mówiąc stereotypowo, "zielonych ludzikach" nie wierzą. Zagórski nie jest jednak tym typem. Do tematu podszedł na poważnie. Badacz odwołuje się do nauki o kosmosie, obserwacji naukowców i ich coraz większej wiedzy na temat otaczającej nas rzeczywistości – mowa oczywiście o przestrzeni pozaziemskiej. Galaktyki są poznawane, opisywane, a specjaliści liczą, szacują, zastanawiają się nad najróżniejszymi aspektami i możliwościami dotyczącymi życia na innych planetach. Co więcej, odkrywane są kolejne planety. Jak mówi Zagórski, w związku z tym rośnie prawdopodobieństwo, że UFO istnieje. - Są miliardy gwiazd, nie do końca to jest policzone, może jest nieskończone? Jak statystycznie można założyć, że tam nie ma inteligentnego życia? – pyta badacz. - Życie jest potężną energią. Manifestuje się tam, gdzie daje się jej choć ziarno możliwości – dodaje, twierdząc, że być może kosmici nie potrzebują do życia wszystkiego, co jest niezbędne nam, ludziom. W końcu i na Ziemi stworzenia żyją, na przykład, w ciemnościach. Czy kosmici chcą się z nami przywitać? Według Zagórskiego stosunek obcych cywilizacji do nas, o ile przyjmiemy, że kosmici istnieją i wiedzą o ludziach, może być podobny do stosunku cywilizacji zachodniej i żyjących w odizolowaniu plemion amazońskich. Przy czym my jesteśmy plemieniem, kosmici – potężną cywilizacją. W takim przypadku, oni wcale nie muszą mieć chęci dawać znać o swoim istnieniu. Gdyby ujawnili się, pokazali, czym dysponują, nasza cywilizacja mogłaby upaść. Ewentualny kontakt byłby brzemienny w skutkach i dla obcych, i dla nas. Taka sytuacja została opisana w książce, na podstawie której nakręcono głośny film, "Kontakt" z Jodie Foster w roli głównej. Zagórski o niej wspomniał. - W sferze religijnej – totalny chaos. Spory naukowców. To by był szok poznawczy – mówił. - My jesteśmy ignorowani i wyśmiewani przez świat nauki – dodał, opowiadając o potencjalnych skutkach kontaktu. Gdyby do niego doszło, niedoceniani badacze UFO nagle zyskaliby zupełnie inną pozycję. Jednak cena za to byłaby ogromna. Całkowicie zmieniłby się bowiem obraz świata – politycy stanęliby wobec najtrudniejszej sytuacji, jaką ma władza. Upadłby autorytet rządów. Oni wiedzą Według Zagórskiego rządzący, politycy, którzy liczą się na arenie międzynarodowej, od dawna wiedzą o istnieniu inteligentnych, obcych cywilizacji. Badacz opowiedział o tym, że istnieją ludzie, którzy przed wieloma laty pracowali jako wojskowi czy naukowcy nad zjawiskiem UFO i teraz wprost o nim mówią. Tacy mieszkają również w Polsce. – Nie mogą wszystkiego zdradzić – tłumaczył badacz. Ale choć otwarcie opowiadają o własnych doświadczeniach, społeczeństwa im nie wierzą. Tematyka ta wciąż kojarzy się bardziej z serialami i książkami rozrywkowymi niż wiedzą oraz nauką. Badacz przekonuje, że powinno być inaczej. Zagórski rozmawiał ze specjalistami, którzy ocenili zdjęcia wykonane przez samoloty wojskowe, wspominali o potężnych obiektach uwiecznionych na fotografiach lub widzianych przez świadków. Tych ostatnich zresztą nie brakuje – nie wszyscy są rzetelni, jednak, aby zbadać dogłębnie temat UFO i przekonać się, że obcy istnieją, wystarczy poznać relacje wiarygodnych osób. Zagórski jest o tym przekonany, choć przyznaje, że akurat nim kieruje nauka, a nie wiara. - Jestem sceptyczny – deklaruje. I dodaje: - Ewidentnie opowiadam się za wiedzą. Wiara jest dla mnie obca. Jest tylko formą prognozowania sytuacji, chociaż nie zawsze wiara mija się z prawdą. Nie zawsze wiara idzie w parze z błędem, ale często. Polski incydent z UFO Prokop zapytał Zagórskiego o słynną historię sprzed 40 lat. Dotyczyła ona rolnika z Emilcina, wydarzyła się w 1978 roku. – To na pewno nie była pierwsza historia tego typu. Ale uznano ją za sztandarową – ocenił Zagórski. Incydent w Emilcinie dotyczy Jana Wolskiego, który był już po 70., gdy spotkać go miało coś naprawdę niezwykłego. Jak opowiadał, gdy jechał wiejską ścieżką, na jego furmankę wsiadło dwóch obcych. Byli niewysocy, zielonkawi, z wystającymi kośćmi policzkowymi, garbami. Kosmici podjechali z nim do dziwnego obiektu, który unosił się nad ziemią. Cała trójka wsiadła do niego, mężczyzna pozwolił się obcym zbadać. Później pożegnał się i odszedł. O wydarzeniu poinformował najbliższych, jednak gdy ci pojawili się na polanie, ani kosmitów, ani ich pojazdu nie było. W sprawie toczyło się "śledztwo" – Zbigniew Blania-Bolnar przepytywał mieszkańców, prowadził badania, a całość spisał w tomie "Zdarzenie w Emilcinie". Nie wszyscy w historię uwierzyli, Zagórski jednak jest przekonany, że spotkanie rolnika i przedstawicieli obcej cywilizacji wydarzyło się naprawdę. Po latach pojawiły się hipotezy – Wolski miał zostać poddany hipnozie, a całe zajście podobno mu "wdrukowano". Według Zagórskiego jest to wykluczone ze względu na mnogość i dokładność szczegółów, które podawał mieszkaniec wsi. Poza tym Wolski był starszym, prostolinijnym, szanowanym człowiekiem. Nie żądał sławy, więc po co miałby kłamać? - To nie jest takie proste, żeby człowieka namówić na hipnozę – podsumował, dodając, że sam wielokrotnie współpracował z hipnotyzerami, więc zagadnienie nie jest mu obce. Kosmici są wśród nas Na koniec wywiadu Marcin Prokop pozostawił najbardziej oczywiste pytanie: czy UFO istnieje? - Obiekty niezidentyfikowane są i nikt temu nie zaprzeczy. Pan raczej zadał pytanie, czy obce, inteligentne istoty wyposażone w rodzaj nieznanej nam technologii są obecne na tej planecie i manifestują się. Odpowiadam, że tak, to prawda. Oni już tu są. Są nastawieni wrogo czy przyjaźnie? Obie odpowiedzi są, według Zagórskiego, prawidłowe. Ale to nie wszystko. Badacz twierdzi, że kosmici mogli pojawić się na Ziemi wcześniej niż sądzimy – a nawet przyłożyć rękę do faktu pojawienia się na świecie rozumnego człowieka. - Oni tu są od początku. Więcej, majstrowali przy genotypie człowieka. Dzisiaj zajmujemy się genetyką, umiemy tworzyć hybrydy, klony. Oni nie mogli tego zrobić z nami? Weszli w historię ludzkości na drodze ewolucji. Mówi się, że grupa, która przybyła, połączyła geny z hominidami i powstało to, co dzisiaj tutaj siedzi. Zgadzacie się z Zagórskim czy nie wierzycie w UFO? Reforma podstawowej opieki zdrowotnej oraz nikłe jej finansowanie może okazać się gwoździem do trumny jedynego dobrze funkcjonującego elementu systemu ochrony zdrowia. O tym, jak lekarze rodzinni oceniają pomysły reformy podstawowej opieki zdrowotnej rozmawiamy z dr n. med. Elżbietą Tomiak prowadzącą przychodnię VITA w Otyniu koło Nowej Soli. Jak lekarze podstawowej opieki zdrowotnej oceniają to, jak w ustawie o płacach minimalnych MZ i AOTMiT podzielił środki? Czy Pani zdaniem może to generować problemy dla placówek POZ?Większość lekarzy rodzinnych Podstawowej Opieki Zdrowotnej, którzy 25-30 lat temu brali udział w zmianie systemowej nakierowanej na budowanie mocnej pozycji Podstawowej Opieki Zdrowotnej i lekarza rodzinnego, ma poczucie, że MZ chce odwrócić się od wcześniej zaproponowanego modelu. Musimy pamiętać, że obecnie lekarze rodzinni są tymi najbliżej pacjentów, znają ich problemy, koordynują opiekę nad chorymi. Niestety to, co się dzieje, bardzo nas niepokoi, bo pokazuje niedoszacowanie po stronie decydentów potrzeb POZ i wieszczy zmiany, które stanowią odwrót od modelu opartego na silnym lekarzu rodzinnym do modelu, gdzie pacjent będzie sobie chodził miedzy poradniami specjalistycznymi. Jesteśmy po prostu zaniepokojeni, a to dodatkowo może budzić konflikty związane z personelem, który również oczekuje rekompensaty w związku z całą tą jak - w Pani przypadku - wygląda kwestia zatrudnienia personelu pielęgniarskiego?W mojej praktyce pielęgniarki pracują na umowę o pracę i mam zatrudnionych dużo pielęgniarek, jak na populację ok. 3300 pacjentów, którą się lipca w mojej praktyce pracowały trzy pełnoetatowe pielęgniarki, przy czym jedna przeszła na emeryturę i, patrząc na sytuację, będę starała się zatrudnić trzecią pielęgniarkę na godziny. Biorąc pod uwagę zakres obowiązków, dwie pielęgniarki na etacie nie wystarczają, bo oprócz pracy w przychodni moje pielęgniarki zajmują się środowiskiem oraz profilaktyką w samym gabinecie pielęgniarskim. Rozwijamy obecnie trzy programy profilaktyczne, do tego dochodzą sprawy związane z Covidem, czyli wykonywanie dodatkowych testów u pacjentów, a dodatkowo przyjmujemy pacjentów z Ukrainy. Pracy w podstawowej opiece zdrowotnej jest naprawdę bardzo dużo. Tak naprawdę to w związku z tymi wyzwaniami i chcąc zapewnić mojemu zespołowi pracę na wysokim poziomie, w obecnej sytuacji powinnam dotrudniać pielęgniarki na pełen etat, a nie zmniejszać zatrudnienie z powodów finansowych. A ten ostatni scenariusz może okazać się całkiem także: Podwyżki w POZ. Zdaniem lekarzy zabraknie na nie pieniędzyCzy ta waloryzacja, którą zaproponowało ministerstwo, jest adekwatna do istniejących potrzeb? Czy być może konieczna byłaby zmiana stawki kapitacyjnej w związku z problemami wynikającymi z np. rosnącej inflacji?To, co zaproponowała Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, w żaden sposób nie pokrywa rosnącej inflacji. Poza tym obecnie zabiera się nam ten dodatek dla pielęgniarek. Swoim pielęgniarkom podokładałam duże premie motywacyjno-zadaniowe, co było w okresie Covid-u uzasadnione i zrozumiałe. Teraz już tych pieniędzy covidowych nie dostaję, a premii nie chcę im wycofywać, bo inflacja strasznie poszła do góry. W przypadku mojej placówki, środki, które otrzymam, nie pokryją nawet tej premii, którą dałam moim pielęgniarkom w związku z większymi jest w trudnej sytuacji - szczególnie taki zlokalizowany z dala od dużych miast. Dlatego też staramy się, żeby personel dostawał wynagrodzenia w miarę adekwatne do sytuacji, bo w przeciwnym wypadku nie będzie miał kto z nami pracować. Sytuacja jest trudna. Rozumiemy wyzwania związane z inflacją, ale jeżeli dokonuje się podziału środków i ich znacząca większość przekazywana jest na szczyt piramidy świadczeń, a podstawa, która właściwie w tej chwili jedynie w miarę sprawnie funkcjonuje, otrzymuje okruchy, to możemy się spodziewać poważnych problemów. Obawiam się, że tak prowadzone działania spowodują, że cały system się zawali. W związku z tym pomysły o robieniu jakichkolwiek dużych ruchów systemowych są moim zdaniem wysoko odczuwa Pani odpływ kadry pielęgniarskiej do innych szczebli systemu ochrony zdrowia? Jak może to wpłynąć na funkcjonowanie placówek takich, jak Pani?Myślę, że tutaj bardziej mogłyby się wypowiedzieć pielęgniarki pracujące w szpitalu. W POZ pracuje w głównej mierze kadra zbliżająca się wiekiem do emerytury. Personel chętniej szuka pracy w poradniach specjalistycznych i szpitalach, nie w POZ. Pogarszające się warunki finansowe w POZ mogą przyczynić się do dalszej zapaści, jeżeli chodzi o personel pielęgniarski. Obawiamy się odpływu pielęgniarek nie tylko do szpitali, ale również do gabinetów prywatnych. Ludzie zawsze patrzą na wynagrodzenia, to jest normalna rzecz, a obserwowane przez nas ruchy zazwyczaj powiązane są z kwestiami finansowymi. Wypowiadam się tutaj z punktu widzenia małego podmiotu udzielającego świadczeń w małej miejscowości w województwie lubuskim. Niestety odnoszę wrażenie, że takie podmioty nie mają zrozumienia na Miodowej, a Ministerstwo bardziej patrzy na podstawową opiekę zdrowotną przez pryzmat tego, co się dzieje w dużych prowincji - tak jak u mnie - pacjent, chcąc dostać się na wizytę, umawia się na termin z dnia na dzień. Co więcej, lekarze rodzinni załatwiają coraz więcej spraw specjalistycznych. Liczyliśmy, że reforma POZ i jej finansowanie będzie szło właśnie w tym kierunku. Jeżeli nie będzie się nas wzmacniało, tylko będzie się robiło ruchy nakierowane wyłącznie na duże podmioty, które oprócz POZ mają dużo specjalistyki, to duża część opieki POZ związanej z tzw. terenem upadnie. A to tu gro pacjentów ma jedyny dobry kontakt z systemem ochrony także: Braki kadrowe zagrożeniem dla pacjentów hematoonkologicznych

z tymi co się znają